niedziela, 2 sierpnia 2015

NDW: Pielęgnacyjny reset, czyli moje włosy saute

Tej niedzieli ujrzycie moje włosy w całej okazałości bez grama ściemy, czyli po prostu saute. Ale zacznijmy od początku...

Okres wakacji stanowczo nie wpływa pozytywnie na moje samopoczucie, a czupryna zdaje się szybko podchwytywać pesymistyczne nastroje. Everyday mam ostatnio BHD... Istny kryzys w pielęgnacji pukli, a może już wręcz depresja? Mnóstwo pytań i przemyśleń, z kolei porad jak na lekarstwo. Może by tak obciąć włosy w diabły, kupić prostownicę albo jechać w Bieszczady? 

Kolor po farbowaniu (ok. 3 miesięcy temu) wypłukał się tworząc na mojej głowie przebarwione placki. Włosy nie chcą się układać w żadne fajne fryzury (u nasady są oklapnięte, natomiast na reszcie długości puszą się, chociaż suche nie są, czarę pełną goryczy przepełnia fakt, iż włosy nie chcą współpracować, są mało elastyczne, przy próbie upięcia plączą się - po prostu nie umiem się czesać własnych włosów), a pozostawienie ich rozpuszczonych w konfrontacji z wiatrem kończy się kołtunem gigantem. Do tego końcówki na krótszych pasmach włosów (szczególnie przy twarzy) rozdwajają się i roztrajają przybierając żółtawe wręcz odcienie. Co do kosmetyków, których ostatnio używałam, to zauważyłam, że stosowanie ich przynosi mi coraz słabszy efekt. Dawne "pewniaki" są po prostu zwyczajne. Monotonia. Rutyna. Marazm.

Co zrobić? Zaglądam na półkę w szafce łazienkowej a tam bieda - no to co kończymy powoli odżywki, których zostało "na raz" i myślimy nad nowym zaopatrzeniem. Trzeba by trochę potestować i poszukać nowych ulubieńców.

Po wszystkich przykrych doświadczeniach postanowiłam zafundować prawdziwy reset w filozofii pielęgnacji włosów i postarać się zbadać ich realny stan oraz opracować jakiś program naprawczy.   W tym celu umyłam moje włosy w delikatnym szamponie, nie używają żadnej odżywki, maski itp. produktów, które dość dobrze maskują  ułomności naszych pukli, aby obnażyć ich wszystkie niedoskonałości.

Moja NDW wyglądała dziś następująco:
  • wmasowałam w skalp olejek łopianowy, by oczyścić skórę głowy z suchego szamponu i innych zanieczyszczeń,
  • po 30 min. umyłam włosy szamponem z Alterry chroniącym kolor z kwiatem lotosu i oliwką Bio (szampon nie zawiera w swoim składzie silikonów, syntetycznych barwników, aromatów, substancji konserwujących oraz parafiny; niestety musiałam umyć nim głowę dwukrotnie, by uzyskać zadowalający efekt, produkt ma stosunkowo małą pojemność <200 ml>, więc nie jest to zakup ekonomiczny, w tym przypadku postawiłam na naturalny skład),
  • na końcu w prawie suche włosy wtarłam wodę brzozową (dokładnie produkt zawiera ekstrakty z liści brzozy; stosowanie wcierki ma na celu poprawienie ukrwienia skóry głowy, zapobiegać szybkiemu przetłuszczaniu się włosów, wzmocnić włosy oraz dodać im blasku i objętości; woda brzozowa to wydatek dosłownie kilku złotych).
I to na tyle tej niedzieli. Z zaciekawieniem oczekiwałam aż włosy wyschną, żeby móc ocenić ich stan faktyczny.

W efekcie zastosowania powyżej wymienionych kosmetyków moje włosy uznaję za dobrze oczyszczone z wszelkich zanieczyszczeń.


Jakie są zatem moje włosy po resecie tuż po wyschnięciu (bez użycia suszarki):
- są matowe,
- mają niewielki połysk,
- kolor określiłabym jako jasny brąz z rudymi prześwitami,
- włosy nie mają tak widocznych fal, są strasznie bezkształtne,
- lekko się puszą,
- oporne przy rozczesywaniu,
- wymagają dociążenia,
- nie chcą się ułożyć w żadną przyzwoitą fryzurę,
- są podatne na uszkodzenia mechaniczne, ponieważ nie ma na nich żadnej warstwy ochronnej.

Pomimo wszystkich negatywnych cech jakie można było początkowo przypisać mojej czuprynie po resecie, niewątpliwie pozytywnym aspektem było to, że poczułam w końcu jak jest ona w pełni świeża, bez zbędnego "przeładowania" licznymi substancjami, włosy stały się lekkie, odprężone.

Aby uspokoić nieco pukle związałam je w lekkiego warkocza i pozostawiła by się nieco "uspokoiły".


W pierwszej chwili nie byłam zadowolona, jednak z każdą kolejną godziną włosy "wracały do siebie". Wrócił połysk, stały się bardziej gładkie oraz miękkie w dotyku. Spodobała mi się ich bardziej naturalna odsłona. Poczułam, że od dawna musiałam katować je tak dużą ilością kosmetyków, że aż zaczęły się buntować. Oczywiście te dwa lata wzmożonej pielęgnacji nie poszły na marne, bo w porównaniu ze stanem wyjściowym obecnie jest nieporównywalnie dobrze. Warto czasami trochę wyluzować w tym całym włosomaniactwie. 

Myślę, że dzisiejsza NDW dużo mnie nauczyła, postaram się "słuchać" potrzeb moich włosów.  Z pielęgnacji nastawionej na przyrost pukli, postaram się powoli skupiać jedynie na poprawianiu jakości włosów, ponieważ wymarzoną długość już osiągnęłam, niestety w kategorii "kondycja" moje włosy nie robią jeszcze szału.

A Wy jakie macie włosowe dylematy i problemy? Męczą Was czasem BHD? Na tym blogu możecie wylać swoje smutki w komentarzach poniżej. Przeczytam i przyjmę każdą dawkę zrzędzenia :D Narzekanie może być konstruktywne, najważniejsze jest i tak to, aby zacząć coś działać w kierunku zmian na lepsze.

6 komentarzy:

  1. Marzy mi się taka długość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę mi to zajęło, bardzo wolno mi rosną włosy, a niszczą się nieproporcjonalnie szybciej :)

      Usuń
  2. U mnie włosy często wyglądają lepiej po szamponie oczyszczającym i masce niż długiej pielęgnacji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna długość. :) U mnie ostatnio też sporo BHD, ale niestety przez upały, przez co są suche, oraz wypadają garściami. :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Też zauważyłam u siebie letnie wzmożone wypadanie włosów oraz przesusz , niestety takie uroki wakacyjnych miesięcy :/

    OdpowiedzUsuń